Twój koszyk jest pusty ...
Strona główna » Poznajmy się bliżej

Poznajmy się bliżej

Od kiedy sięgam pamięcią, lubiłam zajmować się pracami plastycznymi. Fascynowały mnie faktury, kolory oraz możliwość tchnienia nowego życia w przedmioty, które pierwszą młodość miały już dawno za sobą. W dzieciństwie z wypiekami na twarzy godzinami oglądałam widowiskowe kolczyki jablonexu mojej mamy, przechadzałam się po pokoju w długich, bursztynowych koralach mojej babci, a znalezione na plaży muszelki przerabiałam na niezliczoną ilość naszyjników. Na studiach zamęczałam przyjaciół prezentami w postaci maleńkich figurek lepionych z modeliny (każda z nich miała imię i maleńkie oczka, a nawet mogłabym przysiąc, że inny wyraz twarzy ;)). Każdy dalszy i bliższy znajomy mógł również liczyć na moją pomoc w kwestii naprawienia zerwanego łańcuszka, sklejenia złamanego klipsa, czy też wymienienia karabińczyka w naszyjniku. Nie były to czasy internetu, w którym obecnie można dostać niemal wszystko, co jest potrzebne do wykonywania biżuterii, więc i satysfakcja z każdego zdobytego kawałka drucika, kamienia czy też kolorowego rzemyka była ogromna. Po dziś dzień w mojej pracowni ważne miejsce zajmują stomatologiczne narzędzia mojej mamy, które wówczas były niezastąpioną i jedyną pomocą przy wielu precyzyjnych pracach.






Mogłoby się wydawać, że urodzenie dziecka zakończy lub przynajmniej przerwie kreatywną przygodę, tymczasem właśnie wtedy nabrała ona rumieńców, a wszystko za sprawą odkrycia allegro :). Synek okazał się bardzo grzecznym dzieckiem, które spokojnie przesypiało całą noc po skończeniu już zaledwie paru miesięcy życia, a ja w poszukiwaniu śpioszków i zabawek natrafiłam na nieograniczone źródło łańcuszków, szklanych koralików, przekładek, szczypczyków, pudełek, papierków, perełek, materiałów i innych komponentów, z których można było wyczarować prawdziwe cuda. Jak większość biżuteryjek, zaczynałam od "składaków" i szklanych koralików. Swoje prace jeszcze wtedy dalekie od perfekcji, wykonywałam z materiałów posrebrzanych i ceramicznych, a im bardziej zgłębiałam sztukę, jak ją teraz czule nazywam "kulki na biglu" :) tym więcej chciałam wiedzieć.



Z wykształcenia jestem informatykiem. Niemal dwadzieścia lat życia zawodowego spędziłam, pisząc niezliczone linie kodu, projektując aplikacje, a potem przez wiele lat prowadząc projekty informatyczne. Projektowanie aplikacji było twórcze i fascynujące, prowadzenie projektów będące naturalną ścieżką awansu już niestety trochę mniej. Ścisłe ramy projektowe, praca zespołowa, goniące terminy, brak przestrzeni na eksperymenty oraz niemal wszechobecny stres powodowały, że coraz bardziej tęskniłam do pracy kreatywnej.

Marka Antilae powstała w 2013 roku jako wyraz niepohamowanej potrzeby poświęcenia, chociaż części czasu na kreację i dziecięcą twórczość. Przez ponad cztery lata zgłębiałam tajniki obróbki srebra, klasyfikacji minerałów, technik oprawy kamieni - kończąc kolejne kursy i ucząc się od największych guru tematu. A wszystko to równolegle do pełnoetatowej pracy zawodowej. Wyposażenie pracowni zajęło masę czasu i było sporym wydatkiem. Nie dało się tego zrobić jednego dnia, ani nawet w ciągu jednego roku. Wiedziałam jednak, że systematycznie pracując, pewnego dnia będę mogła znowu poczuć się wolna.

I tak we wrześniu 2017 kropla, która długo drążyła skałę, dokonała dzieła. Z dnia na dzień ku zdziwieniu rodziny i znajomych zostawiłam lukratywną posadę w korporacji i postanowiłam zająć się wyłącznie tym, co kocham. A wszystko po to, żeby móc samodzielnie kształtować swój dzień, podejmować świadome decyzje o własnej ścieżce rozwoju, prowadzić życie w nurcie slow-life i nareszcie nigdzie się nie spieszyć :).

Do dzisiaj wykonałam setki projektów, a stylistyka prac zmieniała się w czasie. Ewolucji ulegał również sam warsztat fotograficzny od ciemnych zdjęć na niedoświetlonym parapecie do już całkiem ostrych na zarówno jasnym, jak i ciemnym tle :). W moich pracach można odnaleźć zarówno fascynację wire wrappingiem, jak i klasycznymi oprawami, srebro polerowane na połysk, a także celowo fakturowane, niedbale wykończone, drapane i szczotkowane. Poza minerałami półszlachetnymi i szlachetnymi, które oczywiście kocham najbardziej, nie stronię również od muszli, pereł, bursztynu, ceramiki, żywicy, kwiatów, egzotycznego drewna, a nawet łusek tropikalnych chrabąszczy ;). Okazyjnie wykonuję biżuterię z miedzi i mosiądzu, jedwabiu oraz koralików. Srebro, które wykorzystuję w mojej biżuterii, najczęściej oksyduję, żeby nadać mu głębię i tajemniczy charakter. Inspirację czerpię głównie z natury i pradawnych kultur, ale pomysły na nowe projekty pojawiają się w najdziwniejszych miejscach i sytuacjach (ostatnio na przykład bardzo często podczas prasowania ;)).


Obecnie biżuterią i kamieniami żyje cały mój dom. Wieczorami, kiedy wszyscy śpią, a ja mam największy przypływ weny twórczej, w pracy towarzyszy mi Lucyna, moja niezastąpiona kotka, która nie tylko jest kontrolerem jakości, ale również strzeże ładu i porządku w pracowni po skończonej pracy. Każdy nieodłożony na miejsce rzemyk, kamień czy kawałek drucika rano zostanie najpewniej znaleziony w kartonie pod schodami, do którego Lusia znosi wszystko, czego przed snem nie odłożyłam na miejsce :). Każdy właściciel kota wie, że te kochają wszelkiego rodzaju kartony (nawet te najmniejsze), Lucyna zatem zawsze dzielnie mi towarzyszy przy procesie pakowania przesyłek.
Trudno nie docenić wkładu mojego Andrzeja w działalność kreatywną, której wprawdzie jako prawnik nie rozumie, ale i tak dzielnie mnie wspiera, wożąc codziennie przesyłki na pocztę nawet o najdziwniejszych porach dnia. To on tłumaczy moje pokrętne opisy na obce języki oraz łagodzi stres przy próbach zrozumienia zawiłości prawno-rozliczeniowo-księgowych, w których sama niechybnie bym utonęła :). Na samym końcu, co nie znaczy, że jest najmniej ważna, pomaga mi młodsza siostra, która pełni rolę inspiratora, wyszukiwacza trendów, ogarniacza mediów społecznościowych, jak i modelki, co cenię sobie najbardziej. Pomaga mi również zrozumieć młode pokolenie oraz dopasować asortyment do szerszego grona odbiorców :).


Wszystko w życiu przychodzi w odpowiednim momencie. Dokładnie wtedy, gdy jesteśmy na to gotowi i zdolni to docenić. Dopiero teraz rozumiem, dlaczego musiałam przejść taką długą drogę, aby znaleźć się tu, gdzie teraz jestem. W miejscu pełnym kolorów, sztuki, wolności i nieskrępowanej kreatywności. W miejscu, w którym oddycha się lekko, a praca sprawia niesamowitą frajdę. Jeżeli dobrnąłeś drogi czytelniku aż do tego miejsca, zapraszam Cię do wędrówki po moim świecie biżuterii pełnej pozytywnych wibracji. W każdym z przedmiotów znajdziesz kawałek mojej historii :).

Przejdź do strony głównej
Korzystanie z tej witryny oznacza wyrażenie zgody na wykorzystanie plików cookies. Więcej informacji możesz znaleźć w naszej Polityce Cookies.
Nie pokazuj więcej tego komunikatu